opis naglowka


Listy z Parafii i Ojczyzny





Autorem Listów z parafii i ojczyzny (Gemeinde- und Heimatbriefe) był ks. Martin Rutz, ostatni duchowny ewangelicki przy parafii Krzyża w Lesznie. Pisał je od 1945 r. do swojej śmierci w 1970 r. Listy... były pisane do członków parafii ewangelickiej przy Kościele Krzyża i rozsyłane na ich adresy, w całych Niemczech. W ten sposób parafianie utrzymywali ze sobą kontakt - można powiedzieć, że po części, choć w zmienionej formie, luterańska parafia leszczyńska wciąż trwała. Można w nich znaleźć wiele informacji m.in. na temat obozu oraz losów osób, które tam trafiły.  Przekład fragmentów oraz wyjaśnienia, o ile nie zaznaczono inaczej - Marcin Błaszkowski. 

Drugi List z Parafii, Grabenstetten, 13 stycznia 1946, z okolic Urach, Powiat Reutlingen, Wirtembergia

(...) Z pewnością także to jest interesujące: dr Helm prawdopodobnie tam został. Rzeźnik Pytlik i Polak Warzonka, kierujący marszem leszczynian do Łowicza we wrześniu 39 [*], po pół roku uwięzienia w Gronowie, zostali na powrót zwolnieni do swoich zakładów. Lassa, Schwengler, Herkner, duchowny Rauhut, którzy tam pozostali, mają być przeniesieni z Gronowa do Poznania. (...)

[*] We wrześniu 1939 r. w okolicach Leszna na krótko cofnął się front. Wówczas Polacy zaaresztowali niemieckich mieszkańców Leszna podejrzanych o wrogi stosunek do Państwa Polskiego i odesłali ich do Łowicza, gdzie mieli być uwięzieni i osądzeni. Marsz wyruszył z Osiecznej, ale nigdy nie dotarł do Łowicza, ponieważ załamał się front, a zatrzymani wrócili do swoich domów.

Grabenstetten, 18 lutego 1946, z kolic Urach, Powiat Reutlingen

(...) O powrocie, także pojedynczych osób, nie ma co myśleć. Ci, którzy tego próbowali, znaleźli się w obozie w Gronowie, gdzie kobietom obcinano włosy. O kilku z nich wiadomo, że musiały pracować w ogrodnictwie powiatowym jako ogrodniczki, dla przykładu panie Müller, Nerlichs, czy inne. W Gronowie znajdowało się wielu Niemców, na przykład panna Keschner, Seidel ze Święciechowy, pani Andersch z Gronowa, która tam umarła, Blisch, ogrodnik Nerlichs, pani Schröttke oraz Fengler z poczty. Wydaje się, że w grudniu część więźniów, przynajmniej tych starszych, zwolniono i ulokowano w mieście, ale potem ich odesłano do Niemiec. Państwo Dymal przyjechali prawdopodobnie do Berlina, pan i pani Reiche (Mühle), którzy jeszcze w Wigilię mogli wysłać z Leszna pocztówkę, z której wiadomo, że „dopisywało” im zdrowie, niedługo po tym, zostali odesłani do Niemiec (...).

Piąty List z Parafii i Ojczyzny, 14 Grabenstetten, 7. 4. 1946, nowy adres: Sprendlingen/ Hesja (16), Powiat Alzey

(...) Mieszkanki naszego szpitala Św. Jerzego [*] krótko po zajęciu miasta, o ile nie zostały odesłane do Gronowa, do obozu, przeniesione zostały do szpitala parafii ewangelicko-reformowanej, gdzie siostry z oddaniem im pomagały oraz niektórym w ostatniej służbie miłości, oczy zamknęły (...)

(...) Właściciel browaru Fritz Bogatsch oraz pani Annemarie Müller-Górzno – w obozie w Gronowie (...)

[*] osoby niedołężne, samotne

Szósty List z Parafii i Ojczyzny, 18 Sprendlingen/Hesja, 13.6.1946, Powiat Bingen


(...) Pewien człowiek, który w ostatnich dniach styczniowych, po wyjeździe urzędników oraz mieszkańców, rozmawiał z panią Müller telefonicznie i który prosił ją usilnie prosił, by wyjechała, otrzymał od niej taką odpowiedź: Kapitan nie opuszcza statku, umrę choćby na polu, wokół jest spokojnie i dalej będziemy pracować. Zostaję. Więc została i z odwagą umarła, tak, jak wcześniej żyła [*]. Oraz wielu, wielu innych z nią, w obozie pracy przymusowej w Gronowie, podczas ucieczki lub na obczyźnie w tęsknocie za Ojczyzną. Dzisiejsza list zmarłych jest znów długa...


[*] W Siódmym Liście... z 20.7.1946 r. ks. Martin Rutz pisze: (...) Teraz poszczególne wiadomości. Jedna bardzo radosna! Pani Annemarie Müller-Górzno żyje! Pracuje w Lesznie, w zakładzie krawieckim i pruje od 6 do 8 godz., jest zdrowa (...).

Ósmy List z parafii i ojczyzny, 18 Sprendlingen/Hesja, 24.8.1946, Powiat Bingen n. Renem

(...) Otrzymuję znów wiele miłych listów i wszystkim dziękuję z serca. Przyszła teraz poczta z drugiej strony linii Odra-Nysa, tym bliskim przesyłam szczególne pozdrowienia, dobre życzenia oraz zapewniam o naszym wstawiennictwie. Poczta przychodzi jeszcze rzadko i po wielu tygodniach. Ci, którzy tam zostali i są przetrzymywani służą najczęściej jako parobkowie lub służące w gospodarstwach rolnych, a swoje dalsze losy złożyli w ręce Boga. Podanie nazwisk oraz adresów nie jest jeszcze możliwe, ponieważ często zmieniają się miejsca pobytu. I tak obie córki pani Kupsch ze swoją ciotką Minks są na Śląsku, podobnie panna Päschke, nauczycielka z Zaborowa i wierna organistka tamże, razem z córkami pana Vetter. W ogóle zaborowianie zostali dalej na miejscu i obecnie pracują w polu w Henrykowie albo w majątkach w okolicy Wschowy. Także dwie córki żony ks. Bickericha są wciąż na Śląsku. Pani Karger oraz inni przydatni do pracy prawdopodobnie nadal znajdują się w okolicach i w samym Lesznie. Starzy i chorzy wszyscy zostali odesłani do Niemiec, młodsi i przydatni w pracy zostali zatrzymani, gdyż brakuje wielu rąk do pracy. Od osób, które wydalono w grudniu, dowiedziałem się, że podczas transportu przez miasto do przeładunku na dworcu, śpiewano: „Grosser Gott, wir loben Dich” [*]! Wielu z tych, którzy śpiewali ku chwale w tym transporcie, śpiewają już pieśń wieczności w lepszym chórze. Powracający do domu żołnierze, którzy najpierw wrócili do Leszna i tam zostali wykorzystani do pracy, opowiadają o wielkiej miłości i poruszającej opiece naszych kobiet i dziewczyn przetrzymywanych w Gronowie, czy w innych miejscach, które to dzieliły z nimi swoje conajmniej skąpe porcje. Niektóre z kobiet podobno skazano na dożywotni pobyt w obozie. Niech Bóg zeche wkrótce otworzyć im oraz wszystkim nam bliskim drzwi do nas.

[*] Wielki Boże, chwałę Ci oddajemy.

Dziewiąty List z Parafii i Ojczyzny, 18. Sprendlingen/Hesja, 30.9.46, Powiat Bingen n. Renem

(...) O naszym umiłowanym cmentarzu opowiada pewien list: „przyjechałem w ubiegłym roku 18. czerwca do Gronowa do obozu i musiałem jechać na 3 dni do pracy do Leszna, na cmentarz przy Kościele Krzyża i musiałem pomagać w zrównywaniu grobów z ziemią. Kamienie pamiątkowe spoczywających zostały zebrane w jeden stos za pomocą zaprzęgu koni, niszczono też piękne otoczenie z tuji. Codziennie z obozu wysyłano tam 15-20 mężczyzn, aż piękny cmentarz nie został zrównany z ziemią, płynęły mi łzy w pracy, ale to nie pomagało, ja oraz moi współpracownicy musieliśmy przecież [...] pracę, wewnętrznie było nam również ciężko.” „Cmentarz w Lesznie jest teraz ogródkiem zabaw”. Podczas zajęcia miasta wybito szyby z wielu okien wystawowych a sklepy splądrowano. Zastrzelono także od razu dwóch mężczyzn na Rynku: fryzjera [...]erlicha z ul. Bismarcka [*] oraz szewca Wenclawiaka z ul. Kościańskiej [**]. Niemców spisano i zaangażowano do pracy przymusowej, którą przydzielano z dewizą: Nie ma pracy pod dachem dla Niemców!(...)

[*] obecnie ul. Słowiańska
[**] obecnie ul. Narutowicza

List z Parafii i Ojczyzny  [data i numer nieznane]

(...) W jednej polskiej gazecie przeczytałem [*] w tych dniach, że Sąd Leszczyński skazał w sierpniu tego roku na śmierć nijakiego Franciszka Kaczmarka jako konfidenta Gestapo oraz Wilhelma Justa jako członka S.A. O tych, którzy pozostali dowiadujemy się, że pani Ruwe z Gronowa wciąż jest służącą u jednego polskiego rolnika. Tapicer Lisewski, pani Buller, której córki pracują w obozie jako krawcowe, Oskar Kahl są w obozie w Śremie, Hubert Vetter (jego ojciec został odesłany w styczniu) i inni w obozie pracy przymusowej w Łodzi. Dr Helm pracuje w szpitalu w Rawiczu, pani Annemarie Müller jest w obozie pracy na wsi w okolicach Poznania, panna Odrobinski wLipnie, panna Schröttke i Fengler pracują w kasynie w Lesznie. (...)

[*] ks. Martin Rutz biegle posługiwał się j. polskim,
[**] S.A. - skrót od Sturmabteilung; paramilitarna organizacja związana z NSDAP, zwalczająca przeciwników narodowego socjalizmu w czasach Republiki Weimarskiej

List z Parafii i Ojczyzny, 22b Sprendlingen/Hesja, 31.1.1947, Powiat Bingen n. Renem

(...) Richard Gertig z Trzebin, rodzice stolarza Thiela, Josef i Anna Thiel zmarli w obozie karnym w ojczyźnie. Dopiero teraz dowiedziałem się, że pani Mechow, podczas zajmowania miasta, została zabita w swoim mieszkaniu. Gudrun Kelb, Norweżka, żona jednego z niemieckich żołnierzy, zmarła w Lesznie w styczniu 1946 r., jej mąż jest w obozie w Gronowie. Dwoje dzieci w wieku 3 i 1 roku zostały w domu. Rzeźnik Kühn z Lasocic zmarł w obozie, jego żona jeszcze tam jest. (...)

List z Parafii i Ojczyzny [data i numer nieznane]

(...) Wiele niemieckich kobiet zostało zaangażowanych do najcięższych prac. Na przykład kobiety musiały przez pewien czas w obozie w okolicach Łodzi 10-14 godzin przeładowywać węgiel, przede wszystkim w nocy. Wynagrodzenie w większości nie jest wypłacane Niemcom. Przewiduje się, że wszyscy, którzy pozostali w krótkim czasie zostaną odesłani. Pomiędzy 23-27 maja odesłano znów wiele osób z Powiatu Leszczyńskiego. Jeszcze raz przestrzegam przed powrotem w najbliższej przyszłości. Po powrocie do domu poza utratą wiary ewangelickiej, niemieckiej narodowości oraz języka ojczystego czeka praca niewolnicza i więzienie.(...)

List z Parafii i Ojczyzny, 22b Sprendlingen/Hesja, 20 stycznia 1948

(...) 16 października odjechał transport z 1300 ludźmi, wśród nich 300 dzieci oraz 100 osób starszych. Poprzez Zieloną Górę do Gorzowa n. Wartą, gdzie granica w tym czasie została zamknięta. Wówczas umieszczono 1300 osób w pustych koszarach w Gorzowie i, aby uniknęli zagłodzenia, zostali zaangażowani do prac porządkowych w całkowicie zniszczonym mieście. Wynagrodzenia dla Niemców w Polsce przecież nie ma, ale jest utrzymanie, nawet jeśli jest tak skromne, codziennie zupa oraz suchy chleb, do tego posłanie ze słomy. Ostatnie meldunki mówią, że ten transport, jak i wiele innych, nie dostanie zgody wyjazdu przed wiosną. Słyszałem także, że nie wolno już żadnemu Niemcowi zamieszkiwać w Powiecie Leszczyńskim. Zgodnie z ostatnimi wieściami w obozie w Gronowie powinni jeszcze być: gospodarz ziemski Siwek, pani Roy, pani Buller z córkami, pani Krieger. O pani Metze, która z początku była w obozie, ale przeniesiono ją do dowództwa poza obozem, nie ma od tego czasu żadnej wiadomości. Mieszkanki szpitala parafii ewangelicko-reformowanej otrzymują codziennie, z wyłączeniem niedzieli, obiad od polskiej kuchni ludowej, otrzymały także kartki na chleb, na które chleb kosztuje tylko 11 złotych. (...)

List z Parafii i Ojczyzny, Ewangelicka Parafia Krzyża, Leszno (Prowincja Poznańska) 22b Sprendlingen/Hesja, Powiat Bingen, 30 września 1948

(...) Ostatni duży transport z Leszna z 16 października 47 r. jechał przez Zieloną Górę z objazdami do Gorzowa n. Wartą. 1300 osób, pośród nich wielu bardzo starych i schorowanych. Transport został ulokowany w pustych koszarach. Nie było ogrzewania, światła, otrzymywali ½ funta chleba dziennie. Była tam bezkresna bieda i wielu zmarło. W końcu czerwca tego roku przyjechał transport chorych z Gorzowa do Niemiec, pośród nich także nijaki Ernst Goral (urodzony w Powiecie Kempno), który z zawodu był szewcem, ale z największym oddaniem głosił Jezusa Chrystusa, dbał o chorych w jemu przydzielonym oddziale chorych – był sanitariuszem podczas wojny – i w ten sposób przekazał 1300 opuszczonym i zagubionym wewnętrzną siłę, by znosić los.

W Lesznie, jak i w obozie w Gronowie, jest jeszcze wielu nam bliskich. Kto należy jeszcze do obozu w Gronowie, jest wysyłany do pracy we wsiach oraz kołchozach, musi bardzo ciężko pracować od wczesnego rana do późnego wieczora, często także w niedzielę lub w nocy i nie dostaje za to ani pfenniga. Kobietom najczęściej odebrano najmłodsze dzieci i następnie odesłano jes do państwowych sierocińsców lub domów dziecka. Znam takie przypadki z naszego powiatu, kiedy to już w styczniu 46 odebrano matkom dzieci i od tego czasu nie mogły matki widzieć swoich dzieci, także wymiana listów nie jest już możliwa, nawet zdjęcia dzieci zabrano matkom. Wstawiajmy się codziennie za matkami i ich dziećmi.

Pełni wdzięczności możemy dzisiaj swobodnie napisać, że niektóre z dzieci teraz są już wypuszczane. Tak dla przykładu Irma Mittelstädt z Lasocic, która w styczniu 45 r. podczas szaleńczej ucieczki pozostała w leszczyńskim szpitalu, wyjechała z Polski i jej ojciec mógł odebrać swoje dziecko 30 stycznia tego roku, w Falkensee w okolicach Berlina. Także dzieci zmarłej w obozie w Gronowie pani Kolb (Dunka) wyjechały i są w Berlinie. Powrót dzieci jest wciąż bardzo trudny. Miejscem centralnym tej akcji jest Caritas w Berlinie, we współpracy z Diakonią kościoła ewangelickiego. Pytania dotyczące zaginionych, uwięzionych oraz internowanych cywili w Polsce są tam przyjmowane. Można pytać w Czerwonym Krzyżu w Polskiej Misji Wojskowej Berlin-Pankow, Talstraβe 15. Uprawnionymi do tego są najbliżsi członkowie rodziny. Tam powinna znajdować się pełna lista wszystkich osób zatrzymanych w Polsce. (...)

(kolejne fragmenty wkrótce)








ostatnie zmiany wykonane 2009-11-18 19:30:45

opis stopki