|
|
Opowieść
Poniżej spisana opowieść trafiła do mnie na kartkach z bloczku firmowego jednej ze znanych firm w regionie. Było to tłumaczenie prywatnego listu. Nie było podpisane, więc nie wiem, kto jest autorem. Nie wiem także kto próbował przetłumaczyć tę opowieść na język polski – widać, że w niektórych miejscach tłumaczenie sprawiało trudności, co jednak dodaje tekstowi pewnego uroku oraz czyni go bardziej wiarygodnym. Uznałem zatem, że jego redagowanie nie jest właściwe.
Nie wiedząc, kto jest autorem, ani kto jest adresatem, nie mogłem poprosić o zgodę na publikację. Zdecydowałem się na nią, gdyż z konktekstu listu wynika, że autor chciałby, aby opowieść trafiła do szerszego kręgu czytelników. Zatem przepisałem tekst i... oto on.:
Pani wspomniała w m-cu czerwcu tego roku o obozie pracy. Interesowała Panią przeszłość tych budowli, o czym obiecałem Pani napisać trochę później. Jestem rocznikiem 1932, moi rodzice mieli w Kuźnicy 2b małe gospodarstwo 6ha. Mój ojciec zmarł w roku 1936 a moja mama prowadziła to gospodarstwo dalej sama. Miałem brata (1927), który do lata 1939 (5 lat) chodził od polskiej szkoły w Kuźnicy. O czasie od 1939 do stycznia 1945 nie będę wspominać.
W styczniu1945 zostawaliśmy w naszym gospodarstwie, wtedy my do naszych polskich sąsiadów dobry stosunek mieliśmy. To był błąd. Podczas przyjścia Armii Sowieckiej doszło do „przetargów”. Zwierzęta gospodarskie w całości spaliły się żywcem. Dzięki Bogu, zostaliśmy we trójkę przy życiu, bez dachu, bez majątku. W przyszłych latach musieliśmy bez wypłaty pracować w różnych gospodarstwach. Spośród tych, którzy wyjeżdżali, zostawali tylko starzy ludzie i matki z małymi dziećmi. Jesienią 1948 wszyscy żyjący Niemcy zostali zebrani do wyjazdu do Leszna-Gronowa. Po przybyciu do obozu została przeprowadzona registracja, następnie (….), nasza odzież i bagaż podręczny zostały zdeponowane w magazynie. Za to otrzymaliśmy niebieskozieloną odzież, obozową czapkę, wszystko jednolite (w takim samym kolorze). Kobiety i mężczyźni zostali podzieleni na 2 grupy. Ze względu na ochronę i umocnienia obóz był podobny do obozów wojennych dla więźniów.
Kto chciał stąd uciekać, spotkały go pewna śmierć. Przebieg dnia (распорядок) był bardzo srogi, porównywalny do tzw. pobytu militarnego (wojennego).
Każdego ranka apel na zewnątrz o 7.00, także podczas brzydkiej pogody z meldowaniem się wg baraków. Ja przybyłem z grupą 20 osób (od razu do majątku Przysieka Stara i zostałem tam do mniej więcej m-ca maja 1949). Tam musieliśmy wykonywać wszystkie bieżące prace, także w niedzielę. W maju raptem zabrano mnie stąd i odprowadzono do koszar w Lesznie na dyżur. Tam sprzątałem w świniarni, gotowałem jedzenie dla bydła, pomagałem przy podawaniu obroku (paszy) i rozładowywałem węgiel. Mówiono zawsze: „musicie najpierw zarobić na bilet do Niemiec”. Co dotyczyło jedzenia w obozie, było jak na tamte czasy proste, ale wystarczające. Każdy dorosły otrzymywał dziennie ok. 500 gr chleba, do tego 1 małą łyżeczkę cukru na śniadanie i kolację, i kawę słodową. Na obiad dania się zmieniały, była fasolówka, grochówka, kapuściana zupa i perłówka. Dzieci do 12 roku życia otrzymywali inne jedzenie ok. 1 litr mleka, kaszę manną, 1-o jajko i 10 gr. masła. Dzieci do 6 lat zostawały przy matkach, od 6-12 lat odseparowani do oddzielnych baraków z niemieckimi opiekunami znającymi język polski. Wieczorem pomiędzy 19.00 a 20.00 był znowu apel, ale w barakach. Stawaliśmy w szeregach po 4-y, byliśmy liczeni i meldowaliśmy się barakowemu.
Miało się dużo czasu (przydzielało się) na prządek, czystość, stan, wygląd odzieży i konstrukcji łóżek.
Można było mieć każdemu z nas 1 zestaw kuchenny albo blaszaną miskę i jedną łyżkę na zażywanie posiłku plus jeden kubek. Nożem do krojenia chleba dysponował tylko barakowy.
W koszarach w Lesznie otrzymywaliśmy na obiad ciepłą zupę, kaszę perłową lub kapuśniak. W Przysiece Starej dostawaliśmy zapłatę w naturze: ziemniaki, chleb, mleko, mąkę i olej rzepakowy, jedną kobietę z grupy nie potrzebowano do pracy i musiała dla nas gotować. Kiedy więzień przynosił do obozu papierosy, to musiał je pokazać. Potem przecinano jemu tę paczkę ostrym nożem na pół i on dostawał z tego przepołowienia papierosy, które mógł palić.
Na początku sierpnia został podstawiony transport wywozowy. Wtedy po roku zobaczyłem moją mamę i brata. Oni pracowali w innym gospodarstwie w okręgu Śrem. 9 sierpnia wyjechaliśmy i przybyliśmy do NRD na 2 tyg. do obozu z kwarantanną. Oprócz tego jechaliśmy do Republiki Federalnej Przez okręg Kelze, gdzie przebywała duża część naszych ludzi (z naszej wsi) i z rodziny. Dla mnie było to ciężkim przeżyciem, brak wykształcenia, brak zawodu, otrzymać posadę nauczyciela było bardzo ciężko. Ale staranność, energia i odwaga poczyniły bardzo dużo.
W roku 1975 pojechaliśmy jako turyści z wizami do Kuźnicy. Zostaliśmy zaproszeni przez polską rodzinę, którą wcześniej zapraszaliśmy. Bez zaproszenia było ciężko, ponieważ przybywaliśmy z kapitalistycznych Niemiec. Od 1990 roku jeździmy prawie każdego roku na parę dni. Opowiedziałem Pani co-nie-co, mam nadzieję, że ma Pani kogoś, kto przetłumaczy Pani ten list.
W załączniku przesyłam plan obozu [*] i 1 kopię dokumentu wyjazdu mojej mamy. Jeżeli Pani mój list spodoba się, niech opowie Pani go swoim przyjaciołom i znajomym, także swoim dzieciom.
Ostatnia wojna przyniosła tyle nieszczęścia i tak dużo ludzi musiało cierpieć, chciałoby się mieć nadzieję, iż Europa zjednoczy się i wszystkie narodowości na tym świecie będą miały pokój.
Życzę Pani i Pani Rodzinie wszystkiego dobrego.
[*] znany jest plan obozu odręcznie narysowany przez Heinza Woytha, którą prezentuję na stronie. Jednak opowieść o swojej nieudanej ucieczce przed Armią Czerwoną oraz pobycie w Gronowie, wraz z tą mapą, Kurt Woyth opublikował w piśmie Wollsteiner Aufsätze. Być może autor obu tych opowieści jest ten sam, być może nie.
ostatnie zmiany wykonane 2009-11-11 19:48:16
|